Siła kazała mu strzelać
Prawie dwie godziny trwało wczoraj odczytywanie aktu oskarżenia przeciw Damianowi Ciołkowi. Strażnik zakładu karnego w Sieradzu przed rokiem zabił na dziedzińcu trzech policjantów i postrzelił więźnia. Wdał się też w wymianę ognia z antyterrorystami.
Oskarżycielami posiłkowymi w procesie są członkowie rodzin zabitych: mł. aspiranta Andrzeja Werstaka, sierżanta Bartłomieja Kuleszy i sierżanta Wiktora Będkowskiego. Po wprowadzeniu Ciołka na salę nie wytrzymał ojciec Kuleszy, który podszedł do szklanej klatki, w której przebywał oskarżony. – Póki będę żył, bój się mnie… zabiłeś kogoś, kogo kochałem najbardziej – powiedział.
Gdy prokurator wyliczała rany, które odniósł Werstak: rozerwanie tętnicy płucnej, ściany lewej komory serca, zmiażdżenie kości miednicy, żona i matka ofiary płakały.
– Przyznaję, że strzelałem, ale nie wiem dlaczego. Otworzyłem ogień w samochód. Nie wiem, dlaczego otworzyłem ogień, co się ze mną stało, jakaś moc do mnie przyszła – powiedział. Nie przyznał się do usiłowania zabójstwa policyjnych antyterrorystów i negocjatorów, bo nie pamięta, że do nich strzelał. Oskarżyciel uważa, że Ciołek próbuje symulować zaburzenia psychiczne, bo wybrał taką linię obrony.