Rowerem na najpiękniejsze plaże Europy
Na Bornholmie to rowerzyści rządzą na szosach. Poruszają się pojedynczo albo całymi grupami, często z doczepionymi z tyłu wózkami z maluchami. Nikt ich nie spycha, nikt na nich nie trąbi. A gdy zjadą z wyznaczonych ścieżek na asfalt, samochody ustępują im miejsca. Wiem, bo sprawdziłam
Na Bornholmie byłam dwa razy – raz w środku lata, drugi raz na początku maja, jak tylko uspokoił się rozbujany wiosennymi sztormami Bałtyk. Raz pojechałam z mężem, a raz w sześcioosobowej grupie. Oczywiście na rowerach wyposażonych w sakwy, koszyki na zakupy i kłódki, które po pierwszym dniu, zawstydzeni naszym brakiem zaufania do wyspiarzy, upchnęliśmy gdzieś w bagażu.
Zabezpieczenia nie są bowiem na Bornholmie potrzebne. Wyspa wygląda jak dekoracja do (anty), reklamy towarzystwa sprzedającego wakacyjne ubezpieczenia. Wszystko jest tu czyściutkie, estetyczne i bezpieczne. Bornholmczycy są uczciwi i życzliwi. Ufają gościom, bo dlaczego nie? Samochodów się nie tu nie zamyka, domów nie ogradza płotami. W wielu hotelach brak całodobowej recepcji, wyjeżdżający zostawiają po prostu klucz w drzwiach.
Piasek jak mąka
Przy drogach stoją zbite z desek stragany z malowniczo poukładanymi towarami. Chcesz kupić pudełko malin, torbę pomidorów, dorodną dynię, węzełek drewnianych szczap albo doniczkę z kwiatami? Obsłuż się sam. Weź, co ci potrzebne, a pieniądze wrzuć do skarbonki obok. Proste. Rowery zostawia się na parkingach, opierając o szczebelki. Nie trzeba martwić się, czy nie ukradną. Nie ukradną, można oddalić się i spokojnie podziwiać krajobrazy.
A są przepiękne. Maleńka duńska wyspa robi wrażenie nawet na najbardziej zblazowanych turystach. Bieluśkie, wysypane...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta