Tata mówi, że na razie to koniec
Piłkarz wpadł w sidła zastawione przez samego siebie. Ogłosił koniec kariery, bo przestał kochać popularność. Rozwiązanie kontraktu otwiera mu jednak nowe możliwości
To było ukochane dziecko Leo Beenhakkera. Radosław Matusiak wyróżniał się nie tylko na boiskach, ale także poza nimi. Łamał stereotyp piłkarza, którego jedynym hobby jest gra na play station, chętnie rozmawiał z dziennikarzami, na każdy temat miał coś do powiedzenia.
Lubił opowiadać o swoim życiu. Przystojny, coraz bogatszy, a do tego zdolny – media go kochały, a on kochał je tak bardzo, że zdjęcia z wakacji w egzotycznych krajach wysyłał do kilku redakcji, każdą zapewniając, że robi to tylko dla niej w drodze wyjątku.
Dodatek do imprez
Znajdował się w tej rzadkiej grupie piłkarzy, którzy żony nie poznali w dyskotece. Chwalił się swoją pasją kolekcjonowania win. Nie bał się pozować do zdjęć z lampką w ręku, twierdząc, że mała dawka alkoholu do obiadu nie zaszkodziła jeszcze nikomu. Tylko część pieniędzy wydawał na ciuchy – eleganckie, nie tak bardzo poszarpane i ze złotymi napisami, jak u kolegów z drużyny, ale równie drogie. Resztę inwestował na giełdzie, głównie w spółki handlujące stalą.
Nastolatki płakały, gdy wziął ślub. Żonę znalazł w Płocku i nie dość, że urodziwą, to jeszcze bogatą. Ojciec Joanny Marek Graczykowski miał firmę budowlaną, ale i Matusiak to była partia pierwszorzędna, kandydat na piłkarską gwiazdę innego typu niż te, które błyszczały do tej pory, i w krótkiej perspektywie mający zarabiać astronomiczne kwoty....
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta