Miller chciał być bohaterem
Orkiestra Glenna Millera wystąpi w warszawskiej Sali Kongresowej i łódzkich Toya Studios (19 i 20 grudnia). Wiele lat obowiązywała wersja, że mistrz zginął w katastrofie lotniczej w 1944 r. Jego brat twierdzi, że zmarł w szpitalu
Jest 15 grudnia 1944 r. Orkiestra Glenna Millera stacjonuje w Anglii, ale po wyzwoleniu Paryża ma zagrzewać do boju żołnierzy antyhitlerowskiej koalicji na kontynencie. Szef bandu leci do Francji pierwszy. Wsiada do małego jednosilnikowego samolotu Noorduyn Norseman. Wieża udziela wskazówki, by maszyna leciała nisko nad kanałem La Manche, ponieważ dwa bombowce B-17 miały awarię podczas nalotu na niemieckie pozycje i zrzucają bomby do morza. Minęło siedem dni. BBC informuje, że Miller zaginął w czasie lotu do stolicy Francji. Norseman został trafiony bombą zrzuconą przez B-17.
Cholerne łóżko
Mija 40 lat, podczas których osieroceni przez Millera muzycy i ich następcy grają repertuar założyciela orkiestry. Nagle wiadomość jak grom z jasnego nieba. Brat Millera ujawnia, że historia z zaginięciem nad kanałem La Manche była mistyfikacją.
– Nie zginął w katastrofie lotniczej, lecz zmarł w szpitalu na raka płuc – powiedział Herb Miller. Według jego wersji muzyk rzeczywiście wsiadł na pokład samolotu i doleciał do Francji. Tyle że od razu został przetransportowany do szpitala. Zmarł 24 godziny później. Herb tłumaczył, że wieść o katastrofie sfabrykował z miłości do brata.
– Chciał umrzeć jako bohater, a nie w cholernym...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta