Dyrektor, co się Kopacz nie kłaniał
Szef Szpitala Psychiatrycznego w Żurawicy nie odpuszcza Ministerstwu Zdrowia. I dzięki wyrokom dostaje pieniądze
– W ten sposób może reagować przekupka na targu, a nie minister zdrowia – odpowiedział Janusz Kołakowski minister zdrowia Ewie Kopacz. – To nie mieści się w kanonach dobrego ani żadnego wychowania – dodał, patrząc prosto w oczy szefowej resortu.
W maju tego roku na spotkaniu z dyrektorami podkarpackich szpitali minister puściły nerwy. Zasugerowała, by dyrektor Szpitala Psychiatrycznego w Żurawicy (koło Przemyśla) Janusz Kołakowski „poszedł do szkoły uczyć historii, bo to skandal, żeby dyrektorem był ktoś z politycznego nadania”. Uczestnicy spotkania spuścili głowy. Żaden nie stanął w obronie kolegi.
– Jakim prawem potraktowała mnie jak śmiecia? – pyta dziś oburzony. Tłumaczy, że nie zasłużył sobie na taką opinię, bo nie zadłużył szpitala i nie ugiął się pod żądaniami lekarzy i pielęgniarek.
Mówi o swoich kompetencjach: zanim został dyrektorem w Żurawicy, wiele lat pracował na kierowniczych stanowiskach w samorządzie, skończył studia podyplomowe z zarządzania w służbie zdrowia i zarządzania zasobami ludzkimi.
Szefowie szpitali czują się dyskryminowani
Minister Kopacz miała powód, by się zdenerwować. Nie mogła wybaczyć Kołakowskiemu, że jako pierwszy z dyrektorów szpitali psychiatrycznych pozwał ministerstwo do sądu, który zobowiązał je do zwrotu szpitalowi kosztów leczenia nieubezpieczonych pacjentów. Obawiała się, że może to wywołać...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta