Dla dobra Herberta...
Katarzyna Herbertowa zagryzała zęby przez 30 lat, czytając wiersze swojego męża. Dopiero po jego śmierci mogła dać świadectwo prawdzie, opowiedzieć, jak to jej Zbyszek, coraz bardziej chory, poddawał się manipulacjom – ironizuje krytyk literacki „Rzeczpospolitej”
Katarzyna Herbertowa przyznała, że prawo do twórczości jej zmarłego męża jest równe dla wszystkich, oczywiście poza Jarosławem Kaczyńskim. Jej zdaniem bowiem, prezes PiS dopuścił się nadużycia, instrumentalnie używając imienia, idei oraz spuścizny twórczej autora „Przesłania Pana Cogito", z którego to wiersza śmiał zaczerpnąć słowa o „zdradzonych o świcie". No, istne horrendum...
Zdecydowany sprzeciw
Jarosław Kaczyński – na co należy zwrócić uwagę i potraktować stosownie do okoliczności – ma w ogóle niebezpieczną tendencję do cytowania w swoich przemówieniach fragmentów literatury polskiej, nie opatrując ich zresztą niezbędnymi informacjami o autorach. Przecież sięgając do wiersza Herberta – naturalnie, by zrealizować własne cele polityczne – na inauguracji Ruchu Społecznego im. Lecha Kaczyńskiego, nie wymienił nawet nazwiska twórcy, ograniczając się do nazwania go „wielkim poetą". Szczęśliwie utwór jest na tyle dobrze znany, że nie tylko wdowa po poecie, ale też telewizyjni redaktorzy rozpoznali herbertowską frazę.
A przypomnę tutaj, że jakiś czas temu Jarosław Kaczyński zapędził się w swoich wywodach tak daleko, iż zaczął pleść duby smalone o „innych szatanach", którzy gdzieś tam – a bo wiadomo gdzie? – byli „czynni". Nic dziwnego, że najbardziej rozkoszny z redaktorów ulubionej...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta