Zwyczajne święto
Real – Barcelona 1:1. Było mało poezji, dużo emocji i remis, który cieszy obie strony
Barcelona cieszyła się po meczu z mistrzostwa, bo trudno wierzyć, że roztrwoni przewagę ośmiu punktów na sześć kolejek przed końcem. Real świętował przerwanie koszmaru: po pięciu kolejnych laniach – remis, w dodatku z wyrównującą bramką strzeloną, gdy drużyna grała w osłabieniu. Leo Messi wreszcie strzelił gola drużynie Jose Mourinho, Cristiano Ronaldo wreszcie pokonał bramkarza Barcelony, więc i tutaj był remis.
W sobotę przegrał tylko piękny futbol, bo zabrakło dla niego miejsca między zasiekami Realu, wśród tych wszystkich ostrych starć, drobnych prowokacji z obu stron i sędziowskich kontrowersji. Z drugiej strony: do końca były emocje, czego o pamiętnych 5:0 czy 6:2 Barcelony nie dało się powiedzieć.
To nie znaczy, że zupełnie zabrakło barcelońskiej poezji. Była, tylko tak rozwlekła, że trudno w niej było rozpoznać autora. Piłkarze Pepa Guardioli jak zwykle mieli przygniatającą przewagę podań, rysowali kolejne wieloboki, ale nie potrafili oszołomić rywala nagłym...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta