Triumf na dobry początek
Barack Obama zabił wroga Ameryki. Czy teraz znajdzie jej nowych przyjaciół w świecie arabskim?
Obama i Osama – co chwila w radiu i telewizji ktoś ich niechcący myli – nie, to Obama zabił Osamę, a nie na odwrót – słowa, które brzmią jak sylaby tej samej rymowanki, postaci, które już na zawsze pozostaną nierozłączne w ludzkiej pamięci. Czujemy podskórnie, że ta zbieżność – przypadkowa przecież – urasta na oczach świata do rangi symbolu. Ale symbolu czego? Amerykańskiej dominacji nad światem? Zwycięstwa dobra nad złem, wolności nad zniewoleniem? Ostatecznego triumfu Nemesis, bogini zemsty, która nie zna litości? A może jest to symbol dramatycznie ograniczonych wyborów, przed jakimi staje każdy kolejny prezydent USA? I dowód dojrzałości politycznej tego konkretnego człowieka, który stając w obliczu konieczności, dokonuje wyborów słusznych?
Oto największy paradoks tej wiosny: Barack Obama, polityk, którego oddanie Ameryce kwestionowane jest przez niektórych jego rodaków od czasu, gdy wygrał wybory, pół-Afrykanin, który do ubiegłego tygodnia musiał udowadniać, że jest „prawdziwym" Amerykaninem i wierzy w chrześcijańskiego Boga, a nie w Allaha, oto surowy krytyk neokonserwatystów, łagodna twarz najpotężniejszej demokracji świata – laureat Pokojowej Nagrody Nobla! – zachowuje się jak rasowy kowboj z Dzikiego Zachodu. Oto polityk, który miał być odpowiedzią „cywilizowanego" świata na „barbarzyńców"...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta