Krym i ułuda pokoju
Mieszkańcy tradycyjnie sytego i bezpiecznego Zachodu troszczą się przede wszystkim o zachowanie swego spokojnego i zyskownego ładu rynkowego. Pojęcia wojny i pokoju sytuują się w ich wyobraźni przede wszystkim w płaszczyźnie „mieć”, nie sięgając dramatycznych pytań o „być”.
Mieszkańcy tradycyjnie sytego i bezpiecznego Zachodu troszczą się przede wszystkim o zachowanie swego spokojnego i zyskownego ładu rynkowego. Pojęcia wojny i pokoju sytuują się w ich wyobraźni przede wszystkim w płaszczyźnie „mieć", nie sięgając dramatycznych pytań o „być".
Jacek Borkowicz w świetnym, publikowanym przed tygodniem na łamach „Plusa Minusa" szkicu przypomniał dawną i niedawną historię Tatarów Krymskich, a tym samym uświadomił nam lepiej, czym naprawdę jest Krym, kraj po raz kolejny najechany i okupowany przez Rosjan. Warto z tego obrazu wyciągnąć wnioski. Moje wyglądają, jak następuje:
I.
Atak na Krym to nie tylko porachunki rosyjsko-ukraińskie i zapowiedź, że kiedyś, może niedługo, Rosja zechce posunąć się jeszcze dalej. Już ten atak jest wojną z Europą. Wojną wcale nie dyplomatyczną, nie zimną, ale całkiem materialną i gorącą. I skierowaną przeciwko europejskości, pojmowanej – słusznie lub niesłusznie – jako pewna całość cywilizacyjna, kulturowa, a więc i przyjmująca pewne wspólne normy polityczno-prawne.
II.
Wróćmy jeszcze na chwilę do czasów pradawnych. Krym od niemal dwóch tysięcy lat stanowił stację graniczną między Azją a Europą. Tędy ciągnęły kolejne ludy barbarzyńców azjatyckich, które po przejściu przez ten półwysep stawały się... barbarzyńcami europejskimi. Tak...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta