Być sobą, a nie synem ojca
Krzysztof Szpilman | O fascynacji Japonią i o tym, jak komunizm trafił do Chin, rozmawia Jacek Marczyński.
Rz: Warszawiak z brytyjskim obywatelstwem i profesor Uniwersytetu Kyushu Sangyo tłumaczy na polski japońskich pisarzy zafascynowanych Chinami. Przyzna pan, że to niezła łamigłówka. Od czego zaczniemy jej rozplątywanie?
Krzysztof Szpilman: Od stwierdzenia, że kultura chińska i japońska bardzo są do siebie zbliżone. Nas nie dziwi, że Henryk Sienkiewicz napisał „Quo vadis" o starożytnym Rzymie, bo przyznajemy się do tego kulturowego dziedzictwa. Podobną sytuację mamy w przypadku związków japońsko-chińskich.
Europejski czytelnik nie zrozumie jednak, dlaczego opowieści o poecie, który został tygrysem, czy o człowieku-byku tłumaczone przez pana mają chińskie, a nie japońskie korzenie.
Ich akcja toczy się w Chinach, ale dla Japończyków są to bohaterowie bliscy. Proszę pamiętać, że cała cywilizacja japońska oparta jest na chińskim dorobku. Stamtąd Japończycy przejmowali pismo, literaturę, filozofię, architekturę, system polityczny. Dopiero współcześnie nastąpiło rozluźnienie więzów, tak zresztą jak my dzisiaj już nie interesujemy się łaciną. We współczesnej Japonii wiedza techniczna jest ważniejsza od literackiej, nastąpiło odejście od starej literatury, nawet tej sprzed półwiecza, jej język stał się w znacznej części niezrozumiały dla młodego pokolenia....
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta