Cud nad Balatonem
Oceniając skutki polityki gospodarczej rządu premiera Orbana, można mieć poważne wątpliwości, czy to dobry wzorzec do naśladowania – pisze ekonomista.
Prof. Jan Czekaj
Od słynnego „gospodarka głupcze" Billa Clintona przyjmowano, że warunkiem sukcesu w wyborach jest stan gospodarki. Spektakularne zwycięstwo Viktora Orbana w wyborach krajowych na Węgrzech to okazja do sprawdzenia słuszności tego poglądu. Można postawić pytanie, jakie sukcesy gospodarcze w poprzedniej kadencji zapewniły Orbanowi tak wysokie poparcie. Udzielenie odpowiedzi na to pytanie jest o tyle istotne, że wśród polskich polityków są żarliwi wyznawcy jego politycznych i ekonomicznych koncepcji, zwolennicy zastosowania węgierskiego modelu nad Wisłą.
PKB i konsumpcja
W swojej analizie porównałem wybrane wskaźniki ekonomiczne dla Węgier i Polski w ostatnich czterech latach. To okres, w którym Viktor Orban sprawował władzę, i wszelkie sukcesy, jak i niepowodzenia, winny być przypisane jego rządom. Analizę oparłem na danych Eurostatu sporządzonych na podstawie tej samej metodologii, toteż ich porównywalność nie powinna budzić wątpliwości.
Zacznijmy od najbardziej syntetycznego miernika sytuacji ekonomicznej, jakim jest tempo wzrostu PKB. W latach 2010–2013 na Węgrzech wyniosło ono przeciętnie 0,5 proc. Nie jest to wskaźnik oszałamiający, który wskazywałby na istotną przewagę polityki gospodarczej rządu Orbana, jeżeli weźmiemy pod uwagę, że w tym samym czasie przeciętne tempo wzrostu w 28 krajach UE wyniosło 0,8 proc. W...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta