Dryf królestwa Camerona
Po dymisji premiera nie ma komu decydować o przyszłości kraju. Europa się niecierpliwi.
Przed referendum 23 czerwca David Cameron groził, że w razie zwycięstwa zwolenników Brexitu „natychmiast" uruchomi procedurę zapisaną w art. 50 unijnego traktatu i rozpocznie negocjacje w sprawie wyjścia kraju ze Wspólnoty. Ale wiadomo już, że skompromitowany premier nie spełni swojej zapowiedzi i nie poprosi o opuszczenie Unii na wtorkowym szczycie w Brukseli, jak o to apelował m.in. szef europarlamentu Martin Schultz. Niewdzięczne zadanie woli zrzucić na następcę. Ten byłby wówczas odpowiedzialny za kolejne tąpnięcie rynków, jakby to nie kiepski pomysł Camerona rozpisania referendum doprowadził Wielką Brytanię do największego kryzysu od dziesięcioleci.
Wizja już nie świetlana
W obozie Brexitu nikt się jednak nie spieszy do odegrania tej roli. Jeszcze w środę, tuż przed głosowaniem, były burmistrz Boris Johnson roztaczał świetlaną wizję Wielkiej Brytanii „uwolnionej z łańcuchów Brukseli". Ale w cotygodniowym felietonie w „Daily Telegraph" opublikowanym w poniedziałek już bardzo złagodził ton. Populistyczny przywódca zapowiada w nim, że Zjednoczone...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta