O rannym psie i chciwym weterynarzu
Za usługę należy się 130 zł – powiedział lekarz weterynarii, ściągając z dłoni gumowe rękawiczki.
– Ale to nie mój pies, ja tylko przywiozłem go z wypadku na drodze – zaprotestowałem.
– Pana pies – odparł z naciskiem lekarz, wstukując coś na komputerze.
– Ale ja nie jestem właścicielem, dlaczego mam płacić – nie ustępowałem.
– A właśnie, że jest pan! – krzyknął lekarz. – Zanim pan go tu przywiózł, pytałem przez telefon, czy pies jest bezdomny, odpowiedział pan, że nie.
– Owszem, tak powiedziałem, bo ten pies jest zadbany, ma obrożę, opaskę przeciwkleszczową. Musi mieć właściciela, ale nie jestem nim ja – nie dawałem za wygraną.
– Proszę pana, my nie jesteśmy instytucją charytatywną, mamy na utrzymaniu rodziny. Co by było, gdyby każdy przywoził do nas takiego psa – wtrącił się do rozmowy drugi, jeszcze bardziej zirytowany weterynarz. – W mieście...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta