Bez atomu nie będzie ambitnej transformacji
Europa zaczyna oswajać się z myślą, że tylko elektrownie jądrowe zapełnią luki po rezygnacji z paliw kopalnych. Szkoda tylko, że szumnie zapowiadany polski program atomowy pozostaje na papierze.
Trauma Fukuszimy i Czarnobyla powoli blednie, przynajmniej w obliczu nadciągającej wielkimi krokami katastrofy klimatycznej. Jeżeli jeszcze dekadę temu kanclerz Angela Merkel mogła sobie pozwolić na ogłoszenie decyzji o stopniowej rezygnacji z energetyki nuklearnej, to wygląda na to, że wieści o śmierci atomu były przedwczesne.
Najświeższego dowodu na prawdziwość tej tezy dostarczyła w ostatnich dniach października szefowa Komisji Europejskiej. Inna sprawa, że na razie w mało oficjalny sposób, bo poprzez tweeta. – Potrzebujemy więcej odnawialnych źródeł energii. Są tańsze, wolne od węgla i powstają na rodzimym gruncie – pisała Ursula von der Leyen. – Potrzebujemy także stabilnego źródła, nuklearnego, a na czas transformacji – gazu. Dlatego przedstawiamy propozycję naszej taksonomii.
W oczywisty zatem sposób wynikałoby z tego, że energetyka atomowa zostanie uwzględniona we wspomnianej taksonomii – czyli w uproszczeniu we wskazówkach co do tego, jakie inwestycje będą wspierane europejskimi pieniędzmi. Jeżeli na tej liście miałyby się znaleźć elektrownie atomowe, oznaczałoby to, że ten sektor energetyczny wraca do łask.
Strach i koszty
„Jeśli jesteś przeciwko emisji tlenków węgla i przeciwko energii jądrowej, to jesteś za blackoutem. Najzwyczajniej w świecie nie istnieje sposób, aby ograniczyć globalną emisję gazów cieplarnianych...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta