Nic nam się nie należy
Miejsce Polski w Europie nie jest wynikiem predestynacji, a już na pewno nie życzliwości naszych sąsiadów i partnerów, lecz wynikiem naszych własnych politycznych i cywilizacyjnych wyborów
Dla większości tych, którzy wzorzec polskiej polityki zagranicznej nadal widzą w latach 90., wejście Polski do Unii Europejskiej miało ukoronować długi proces dostosowania się do europejskiej normalności. Zakładano, że członkostwo pomoże rozwiązać najpoważniejsze geopolityczne dylematy Polski, zwróci nam pewność pozycji w Europie i w świecie, zagwarantuje stabilność i spokój. To przekonanie wzmacniali wszyscy, którzy szybkie i silne związanie Polski z Zachodem postrzegali jako niebezpieczeństwo, na przykład Lech Wałęsa czy Leszek Moczulski, ale jednocześnie potrafili mu przeciwstawić jedynie fantastyczne pomysły – NATO-bis lub neutralny status Polski między Wschodem i Zachodem. W ten sposób sami dostarczali najlepszych argumentów na rzecz tezy o absolutnym determinizmie polskich dążeń do UE. Faktycznie, alternatywy nie było.
Ten determinizm, choć bez wątpienia jest bardzo poręcznym instrumentem socjotechniki kolejnych rządów lat 90. w walce o społeczne poparcie dla starań Polski o członkostwo, w pewnych obszarach stał się realnym nieszczęściem. To on sprawił między innymi, że w formalnie demokratycznym państwie i przy stosunkowo spluralizowanym świecie mediów III RP można było w negocjacjach akcesyjnych machnąć ręką na prawa pracownicze polskich pielęgniarek w Unii lub na egzystencjalne interesy polskich rybaków – „nie pora żałować róż, kiedy płoną lasy”....
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta