Zamiast marchewkowego pola – osiedla
Ziemia rolna w wielkich miastach stanowi od 12 procent w Warszawie do nawet 50 procent w Krakowie, biorąc pod uwagę całą ich powierzchnię. Według analityków i samorządowców jej odrolnienie przyniosłoby korzyści zarówno mieszkańcom, jak i aglomeracjom. Rocznie miastom udaje się zmienić przeznaczenie kilkuset hektarów gruntów
Niezwykła wrzawa zapanowała ostatnio wokół filmu promującego Warszawę w wyścigu o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury 2016. Słynne już pole kapusty na warszawskich Kabatach wywołało burzę, bulwersując nie tylko mieszkańców stolicy. Tymczasem w Warszawie ziemia rolna w granicach miasta stanowi 12 proc. powierzchni. I jest to jeden z najniższych wskaźników w naszym kraju.
– Jest rzeczą niepoważną, żeby jedną trzecią czy nawet połowę powierzchni wielkiego miasta zajmowała ziemia rolna – uważa Grzegorz Roman, dyrektor Departamentu Architektury i Rozwoju urzędu we Wrocławiu, gdzie ziemia rolna zajmuje prawie 13 tys. ha, czyli niemal 43 proc. powierzchni miasta.
– Scentralizowana forma odralniania tych terenów jest niczym innym, jak tylko reliktem strachu władz PRL, że w Polsce zabraknie ziemi rolnej.
Żeby zmienić klasyfikację ziemi rolnej o klasie bonitacyjnej od I do III, trzeba zwrócić się do Ministerstwa Rolnictwa. Gleby mniej żyzne można odrolnić decyzją wojewody. Władze samorządowe twierdzą, że ironią jest...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta