Zbliżyłem się do szpicy, role przychodzą do mnie
Adrien Brody: W fabryce snów wartość aktora mierzona jest frekwencją na jego filmach. Zagrasz w hicie – twoja cena rośnie. Nie mogę narzekać: nieźle mi płacą
W pana karierze aktorskiej przełomowa okazała się rola w „Pianiście” Romana Polańskiego. Jaki ma pan dzisiaj, po sześciu latach, stosunek do tego filmu?
Jestem niezmiennie wdzięczny Romanowi Polańskiemu i losowi, że mogłem zagrać Władysława Szpilmana. To rzeczywiście był punkt zwrotny w mojej karierze, ale przede wszystkim wielkie, głębokie przeżycie. Nie każdy aktor dostaje w swojej karierze taką szansę. „Pianista” dał mi bardzo wiele. Miałem wtedy 29 lat, to trudny wiek, ostatni moment, w którym trzeba przekształcić się z chłopca w mężczyznę. Ten film pomógł mi dojrzeć, przewartościować wiele spraw w życiu. Zmienił mnie jako człowieka, a więc również jako aktora.
Aktorzy czasem narzekają, że Oscar hamuje karierę. Młodzi reżyserzy czują się onieśmieleni, a producenci obawiają się wysokich żądań finansowych. Jednak w pana przypadku statuetka stała się chyba przepustką do powodzenia?
To prawda. Grałem przedtem w filmach kilkanaście lat, miałem na swoim koncie ponad 30 ról, ale mało kto słyszał o facecie z długim nosem o nazwisku Brody. Znało mnie tylko kilkoro ludzi z branży. Po „Pianiście” i Oscarze stałem się rozpoznawalny na ulicy. Dzisiaj nie należę do ekskluzywnego grona kilku najbardziej kasowych i rozchwytywanych gwiazd hollywoodzkich, ale zbliżyłem się do szpicy. Jak ci najwybitniejsi odmówią, role przychodzą do mnie. Dostaję dużo propozycji.
Jak...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta