Sacrum nam spowszedniało
Muzyka przeżyć duchowych, przybliżająca nas ku boskiej tajemnicy, staje się dziś coraz bardziej banalna. I nie pociąga słuchaczy, zwłaszcza młodych
Odkąd człowiek nauczył się składać dźwięki, muzyka próbowała objaśnić to, co nienazwane. Czym zresztą byłaby dzisiaj, gdyby żyjąca w początkach XII w. w klasztorze w nadreńskim Rupertsbergu Hildegarda von Bingen nie wspierała żarliwych modlitw własnymi kompozycjami?
Od czasów tej pierwszej w dziejach nowożytnych kompozytorki muzyka nierozerwalnie związana była z religią, często choćby jako zwykła tzw. missa brevis, pełniąca funkcję liturgiczną. Ale im bardziej artysta walczył o swą samodzielność, tym bardziej chciał się uwolnić z okowów rozmaitych obowiązków, dać wyraz twórczej niezależności. Za czasów Mozarta muzyczna msza stała się już rozbudowanym dziełem symfonicznym, ale wykonywanym jeszcze podczas religijnego obrządku. Mniej więcej 40 lat później Beethoven ze swoją „Missa solemnis” przeniósł muzykę ze świątyń do sal koncertowych.
Intymna wiararomantyków
Kompozytorzy XIX-wieczni nie stronili od duchowych wyzwań. Muzyka religijna tej epoki stała się wyrazem indywidualnych doświadczeń i przeżyć religijnych: Beethovena, Brahmsa, Faurégo, Brucknera, Gounoda czy Dvořaka. Choć nadwali swym dziełom kunsztowną i rozbudowaną formę, to w potężnej masie dźwięków „Niemieckiego Requiem” Brahmsa czy „Stabat Mater” Dvořaka odnajdziemy osobisty, intymny ton.
Wiek XX nie bardzo umiał sobie poradzić z tą ogromną i ważną spuścizną....
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta