Moje filmy to dobry chleb
Filmy robi się przede wszystkim dla widzów, uwzględniając ich potrzeby. Nie ma różnicy między filmowcem a piekarzem - mówi Andrzej Saramonowicz
Rz: Zarówno „Testosteron”, jak i „Lejdis” wyprodukowała spółka Van Worden. Tak nazywał się bohater „Rękopisu znalezionego w Saragossie”. Co to za gra z widzami, jakiś ukryty komunikat?
Ani tajemnicy, ani metakomunikatu w tym nie ma. To skutek mojej wieloletniej miłości do powieści Jana Potockiego. Wiele lat temu pomyślałem, że jeśli kiedykolwiek założę firmę, chcę, by nazywała się Van Worden. I tak się stało, choć większość ludzi myśli, że musimy być częścią jakiegoś holenderskiego koncernu.
A może, robiąc pieprzne komedie, chcecie zasugerować, że jednak jesteście intelektualistami, erudytami.
Ależ my jesteśmy intelektualistami tak czy inaczej, bez konieczności sugerowania czegokolwiek komukolwiek! Mamy po prostu taki fundament kulturowy, na tyle szeroki zresztą, że nazwa Van Worden – w momencie powoływania przez nas produkcyjnej firmy filmowej – rywalizowała z „O’rety!”, zaczerpniętą z „Tytusa, Romka i A’Tomka”. Zdecydowałem się w końcu na Van Worden, bo jest zdecydowanie bardziej pojemna. Jestem też wyczulony na brzmienia.
Co to znaczy w praktyce?
Nie mogę nic napisać o bohaterze, dopóki nie wymyślę właściwego imienia i nazwiska. Uważam, że jest w nich ukryty los człowieka. Inny jest świat Andrzeja Kmicica i Romana Maliniaka.
A bohaterki „Lejdis” jak się nazywają?
Korba (Anna Dereszowska) to Karolina Korbowicz....
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta