Nowa lewica za mgłą obietnic
Lewica deklaruje, że się zajmie zarówno mniejszościami, jak i pokrzywdzonymi przez transformację. Ale co ma wspólnego wielkomiejski gej z bezrobotnym z Polski B? – zastanawia się publicysta
Stara mądrość polityczna mówi, że rewolucja przychodzi wtedy, gdy jej postulaty już są zrealizowane. Buntują się bowiem nie ci, którzy są najbardziej uciskani, ale raczej ci, których sytuacja już się poprawiła i teraz żądają jeszcze większej poprawy. Tak też zdaje się być z zapowiedziami o odnowieniu polskiej lewicy.
Problem w tym, że SLD podjęło decyzję dwa lata za późno. Czas rządów prawicowej koalicji Jarosława Kaczyńskiego był momentem znacznie lepszym do konfrontacji poglądów. Na tle PiS – chętnie korzystającego z prawicowej retoryki, niestroniącego od poparcia Kościoła itp. – SLD mogło się pokazać jako prawdziwa lewica. Dziś jednak głównym przeciwnikiem jest Platforma Obywatelska. A kluczem do jej niesłabnącego powodzenia jest zręczne unikanie sporów ideowych. Choć to partia o rodowodzie konserwatywno-liberalnym, nie tylko w retoryce kampanii wyborczej, lecz również w codziennych działaniach, potrafi ona sprawiać wrażenie, że czas polityki opartej na silnych tożsamościach się skończył. Toteż dziś odróżnienie się od PO jest znacznie trudniejsze niż za czasów PiS. By wygrać, lewica będzie musiała udowodnić, że potrafi połączyć technokratyczną skuteczność z wyrazistą ideowością.
Złudna wiara w zachodnie wzorce
SLD pożegnało się z Partią Demokratyczną, pokazując przedwczesny koniec spóźnionego związku liberałów...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta