Chińska demokracja Police
Rozmowa ze Stewartem Copelandem. Założyciel i perkusista Policjantów przed pierwszym koncertem w Polsce, 26 czerwca, opowiada o spotkaniu Stinga i o męskiej rywalizacji w zespole. Wspomina, jak rozpadało się trio i jaką ma frajdę, grając znowu razem
Rz: Jak założył pan The Police?
Stewart Copeland: Rzecz działa się w Newcastle, oglądałem niezbyt dobry zespół jazzowy grający mało znaczący uniwersytecki koncert. Nagle z nieba spłynął snop złotego światła i spoczął na sylwetce, która każdemu inteligentnemu facetowi musiała się skojarzyć z greckim bogiem Apollinem. Gość grał na basie w nieprawdopodobny sposób, jakiego wcześniej nie widziałem. W chwilę później okazało się, że śpiewa równie niesamowicie. To był Sting. Postanowiliśmy założyć zespół, ale nasze początki to historia walki i zmagań. Z jądra ciemności wydobył nas geniusz gitary, czyli Andy Summers. Dopiero z nim stworzyliśmy harmonijną całość.
Czy nazwa The Police ma związek z pana tatą, który służył w CIA?
A skąd! Podobała mi się nazwa The Clash, ale była już zajęta.
Czy był pan wściekły, gdy zespół rozpadł się po nagraniu znakomitego albumu „Synchronicity”?
Wprost przeciwnie. Byłem szczęśliwy, że będę miał nareszcie chwilę spokoju, bo żyliśmy pod wielką presją oczekiwań. Jeszcze...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta