Kulinarne przekręty i misje Jamiego Olivera
Najpopularniejszy w Wielkiej Brytanii szef kuchni nie należy do ludzi, którzy przekonują samym gadaniem. Gdy twierdzi, że w Anglii można dobrze zjeść, zaprasza do stołu. Gdy uważa, że młodzież jest za gruba, walczy o zmianę szkolnego menu
Ryba z frytkami, rozgotowana brukselka, baranina z miętowym sosem i wszechobecna herbata z mlekiem. Dla wielu krytyków na tym zaczyna się i kończy brytyjska kuchnia.
Jamie Oliver przekonuje, że to nieprawda. No, może nie do końca prawda. Zgadzam się, bo moja angielska teściowa brukselkę podawała al dente i jak najdalsza była od serwowania banalnych dań, których przygotowanie polegało na podgrzaniu pojemnika w mikrofalówce. Jamie twierdzi, że wystarczy tylko chcieć, by odkryć zalety angielskiej kuchni.
Podziwiam tego faceta – nie zniechęca się, stale ma nowe pomysły, kipi u niego i wrze. Jamie lubi jeść i wydawać przyjęcia. Z radością odkrywcy gotów jest biegać po jarmarkach i targach, by zdobyć jakieś specjały. Zapuszcza się w plątaninę uliczek we włoskich mieścinach, gdzie uczy się od mieszkańców.
Nie stroni od wyczynów dalekich od politycznej poprawności – jak polowanie i szlachtowanie zwierzęcia. Gdy telewizja BBC pokazała go przy tej czynności, posypały się listy z protestami. Jamie bronił się, twierdząc, że miało to przypomnieć amatorom schabu i kiełbasy, że nie rosną one na drzewach doglądanych przez kierownika supermarketu. Zalew paczkowanych...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta