Widmo zwrotu pomocy krąży nad polskimi stoczniami
Komisja Europejska zagroziła, że może zażądać zwrotu pomocy publicznej otrzymanej przez polskie stocznie w ostatnich latach. Oddanie ponad 5 mld zł musiałoby się zakończyć ich bankructwem. Tysiące ludzi znalazłoby się na bruku. Rząd uspokaja, że żadnego zagrożenia nie ma. Nie pierwszy raz zresztą. Ile razy słyszeliśmy to choćby w trakcie wciąż nierozstrzygniętego sporu z Eureko?
Nie wierzę w zapewnienia ministra skarbu. Unijne przepisy o pomocy publicznej są bardzo restrykcyjne, a komisarz ds. konkurencji Neelie Kroes świetnie sprawdza się w roli nadzorcy dbającego, by były przestrzegane. Przekonały się już o tym boleśnie największe koncerny, z Microsoftem na czele.
Dlatego zamiast uspokajania wolałbym usłyszeć konkretne – i bliskie – terminy spełnienia warunków udzielenia stoczniom pomocy. Tym bardziej że rząd nie musi się obawiać demonstracji przeciwnych prywatyzacji stoczniowców na ulicach Warszawy. Oczekują się jej bowiem zarówno zarządy firm, jak i działające w nich związki zawodowe.