W Warszawie nie zawsze spełnia się sen o sukcesie
Przyjeżdżają z małych miast i wsi z nadzieją na lepsze życie. Jedni mają więcej szczęścia, inni mniej. Dziś przedstawiamy kilka smutnych historii. Ale są też inne. Za tydzień opowieści bardziej optymistyczne
Małgorzata Kalińska
Byłem poważanym nauczycielem fizyki i matematyki, a teraz jestem zwykłym robolem na budowie, którego już trzy razy zaszywali… – wyznaje Karol Gołąb. Przeprowadził się do Warszawy trzy lata temu, by zarabiać więcej i korzystać, jak inni, z uroków życia w metropolii.
Najpierw próbował w rodzinnym Lesku – otworzył księgarnię, ale interes szybko upadł. Karol zaczął pić, więc stracił też pracę w szkole. Lekiem na zło miała być Warszawa. – Zaczęło się nieźle, fajna robota i ciekawi ludzie – opowiada. – Chociaż przez dziesięć godzin dziennie trzeba było harować jak wół, to cieszyłem się. Wypłata trzy razy wyższa niż pensyjka nauczyciela. Myślałem – raj na ziemi.
Ale jak szybko się zaczęło, tak też się skończyło. „Fizyk“ – (tak na niego mówili koledzy z budowy) pod wpływem towarzystwa przestał oszczędzać, a tuż po wypłacie ruszał z kolegami do osiedlowego baru. – Później zacząłem pić nawet w robocie – mówi. – Chowaliśmy się w kanciapie i waliliśmy wódę lub wino. Na szczęście żona w porę zareagowała i zmusiła mnie, żebym się zaszył…
Zrobił to raz, potem drugi. Przez...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta