Kino umarło, niech żyje kino!
W rozmowie z „Rzeczpospolitą” Peter Greenaway przewiduje upadek Hollywood i śmierć gatunków filmowych, do jakich jesteśmy przyzwyczajeni. Uważa, że narodzą się nowe sposoby komunikowania, nowe możliwości i nowa wrażliwość
Rz: Od lat zapowiada pan pogrzeb kina. A ono trwa i ma się nie najgorzej.
Peter Greenaway: — Jestem przekonany, że kino w swojej klasycznej formie umiera. Każde medium musi się odnawiać, żeby istnieć. Inaczej kończy się na takiej trupiarni jak klasyczny balet albo opera. Kto dzisiaj chodzi na klasyczne opery? Nudni burżuje z mnóstwem pieniędzy. Kino też musi się skończyć, może jeszcze nie teraz, ale za dwie, trzy dekady. Ono się nie zmienia od ponad 100 lat. Inne sztuki ewoluują. Muzyka Straussa jest kompletnie inna niż Johna Cage’a. Malarstwo impresjonistów nie ma nic wspólnego ze współczesnymi trendami. Tymczasem sztuka filmowa, owszem, rozwinęła technikę, ale nie unowocześniła sposobu percepcji świata. Filmy oparte są na scenariuszach. Reżyserzy przenoszą na ekran zapisany na papierze tekst.
To według pana powód powolnego umierania sztuki filmowej?
Jeden z powodów. Ja nawet rozumiem, że tradycyjny film nie może powstać bez scenariusza. Żaden producent ani inwestor nie wyłoży pieniędzy, jeśli nie dostanie do ręki tekstu i nie będzie wiedział, co wspiera. Nie zaryzykuje wyłożenia funduszy, gdy artysta przyjdzie do niego z dwoma płótnami i kilkoma refleksjami nagryzmolonymi na serwetce z kawiarni. Zwłaszcza w Anglii, której kultura bardzo silnie związana jest z tradycją literacką. Ale ten sposób tworzenia kompletnie nie pasuje...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta