Z tylnego siedzenia do Brukseli
Były szef „S” kiedyś przyrównywał Brukselę do Moskwy, a Unię do RWPG. Dziś kandyduje z PO do europarlamentu
Gdy pojawił się na ekranach telewizorów kilkanaście dni temu, wielu przecierało oczy ze zdumienia, tak jakby byli zaskoczeni, że Marian Krzaklewski jeszcze w ogóle istnieje.
Wrócił po sześciu latach medialnego niebytu. I to w atmosferze sensacji. Były przewodniczący związku zawodowego „Solidarność”, kiedyś zwolennik koronacji Chrystusa na króla Polski, porównujący Brukselę do Moskwy, a Unię Europejską do RWPG, startuje z list PO do Parlamentu Europejskiego.
Niechciany przez PiS
Krzaklewski ujawnił niedawno, że w wyborach prezydenckich głosował na Lecha Kaczyńskiego, a w parlamentarnych na PiS. Dlaczego więc związkowiec i sympatyk Prawa i Sprawiedliwości zdecydował się startować z list takiej partii, jak Platforma Obywatelska? Krzaklewski: – To była jedyna możliwość.
I rzeczywiście, Krzaklewski miał do wyboru: albo zaciągnąć się do PO, albo pozostać związkowym ekspertem. A politycznego postu miał dosyć.
Jarosław Kaczyński nie chciał go na listach PiS. I był w tej niechęci konsekwentny.
Pierwszą odmowę Krzaklewski otrzymał, gdy chciał startować w wyborach uzupełniających do Senatu. Kolejną podczas ostatniej kampanii parlamentarnej. Podobnie było teraz. – Uznaliśmy, że stanowiłby dla PiS zbyt duże obciążenie – tłumaczy Adam Bielan, rzecznik partii.
Ale kluczowa była osobista niechęć prezesa PiS, datująca się z czasów...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta