Żyć i przeżyć w Phenianie
W kraju, który straszy świat atomem. Gdyby nie kartki i przydziały, przeciętny Koreańczyk z Północy mógłby za miesięczną pensję kupić jedynie paczkę ciastek ryżowych
Zaczyna się od drobiazgowej kontroli bagażu. Telefony komórkowe, GPS, obiektywy fotograficzne, „niewłaściwe” książki, radia muszą zostać złożone do depozytu na lotnisku. Dozwolone jest wwożenie kamer, laptopów czy aparatów fotograficznych, ale trzeba się liczyć z tym, że przed odlotem północnokoreańska służba graniczna sprawdzi nagrania i zdjęcia.
Cudzoziemiec nie może podróżować bez „tłumacza” i specjalnych przepustek. Nawet obywatele Korei Północnej nie mogą się swobodnie przemieszczać po kraju. Bywa i tak, że członkowie rodziny mieszkający od siebie w odległości kilkudziesięciu kilometrów nie widują się latami. Biały na zgodę na wyjazd do innej prowincji oczekuje krócej, bo tygodniami, jeśli w ogóle zostanie ona udzielona. Niby można wynająć taksówkę (około pół dolara za kilometr), ale o podróży do Phenianu (czyli Pjongjangu) czy innej miejscowości bez północnokoreańskiego „opiekuna” można zapomnieć.
Pod okiem „blokowego”
Warunki życia w Phenianie są bardzo trudne, choć nieporównanie łatwiejsze od tych, w jakich przychodzi żyć Koreańczykom mieszkającym poza stolicą. Mieszkania zazwyczaj bez ogrzewania i wody, nie mówiąc o ciepłej wodzie. Napięcie prądu, który włączany jest na 2 – 5 godzin dziennie, jest tak niskie, że z ledwością pozwala na rozjaśnienie 40-watowej żarówki. ...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta