Szantażem futbol stoi
Mamy lato wielkich transferów, ale i wielkich dąsów. Panowie piłkarze każą się błagać, by zostali w drużynie albo z niej odeszli. A kluby ustępują, bo ta wojna jest już nie do wygrania
Uczta była jak przystało na możnowładców futbolu: wystawna i w świetnym miejscu. Rezydencja w centrum Mediolanu, na stole najlepsze wina. Na honorowych miejscach Joan Laporta i Massimo Moratti. Gość i gospodarz, prezes Barcelony i właściciel Interu. Szef najlepszego dziś klubu na świecie oraz człowiek, który od lat wydaje na futbol setki własnych milionów euro. Moratti, dziedzic naftowej fortuny, robił to jeszcze w czasach, gdy nikomu nie śniło się o podboju futbolu przez oligarchów ze Wschodu i szejków znad Zatoki Perskiej. Najlepszych piłkarzy w klubie zawsze traktował jak własnych synów. Inaczej nie potrafi, choć wie, że to się często mści.
Skok z własnego ego
Laportę zaprosił w połowie lipca do mediolańskiej willi właśnie po to, by ustalić, co mają zrobić ze swoimi synami marnotrawnymi. Rozdrażnionymi gwiazdami, które zaczęły ich parzyć w ręce. Problem Morattiego nazywał się Zlatan Ibrahimović. Szwedzki geniusz z kilkunastumilionową pensją, już dawno nazwany skrzyżowaniem gangstera z primaballeriną, i ciągle robiący postępy w obu specjalnościach. Inter znudził mu się po trzech latach gry w Mediolanie, bo jemu wszystko szybko się nudzi. Teraz znużyło go wygrywanie co rok ligi włoskiej i przegrywanie w europejskich pucharach. Chciał do Barcelony. I tu pojawił się problem Joana Laporty. On chciał Zlatana w Barcelonie, ale żeby zrobić mu tam miejsce, musiał...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta