Anna Rogowska: Wiedzieć, jak upaść
Mistrzyni świata w skoku o tyczce specjalnie dla „Rz” o sukcesach, niespełnieniu, Afryce i o tym, dlaczego dobrze być samemu sobie szefem
„Rz”: Kiedy spełni się wielkie marzenie, przychodzi pustka i trzeba prędko szukać nowego celu. Tak jest teraz z panią?
Anna Rogowska: Nie, bo nie jestem jeszcze spełnionym sportowcem. Złoty medal mistrzostw świata był jednym z moich marzeń, niejedynym. Na ten rok zaplanowałam jeszcze pobicie rekordu życiowego – 4,83 m. Ale nie czuję presji, by na kolejnych zawodach być znów najlepszą. Wiem, jaki jest sport. Bywało różnie, poniosłam wiele porażek. Tę pustkę, o którą pani pyta, odczułam po pierwszym medalu – tym olimpijskim. Pojechałam do Aten jako debiutantka, niespodziewanie zdobyłam brąz i wiedziałam, że niełatwo będzie dorównać temu osiągnięciu. To mnie przytłoczyło. Teraz czuję tylko radość. Przeżywam zwycięstwo w Berlinie jak nagrodę za ciężką pracę, za przetrwanie trudnych dni.
Ile to jest dla pani 1 centymetr?
Tyle co nic. Ale trzeba to potwierdzić, oddać skok prawie perfekcyjnie, w danym miejscu i czasie. Za taką umiejętność zdobywa się medale. Nie za lata wysiłku.
W Berlinie ściskała pani, kogo się dało, łącznie z maskotką mistrzostw. Musi się pani dzielić szczęściem, żeby je naprawdę przeżyć?
W momentach euforii potrzebuję towarzystwa, ale porażki przeżywam sama.
Dlaczego? Bo wstyd?
Raczej żal. Przegraną przyjmuję ciężko, zamykam się w sobie. Mój mąż i trener musi wszystko ze mnie wyciągać. Umiejętność...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta