Ciągle wierzę w kino ambitne
Feliks Falk, twórca wchodzącego dziś na ekrany filmu „Enen” opowiada Barbarze Hollender o kinie moralnego niepokoju, rozliczeniach z PRL i dylematach współczesnych artystów
W pana nowym filmie lekarz psychiatra usiłuje obudzić autystycznego mężczyznę, którego akta chorobowe zaginęły. Ale żeby to zrobić, musi dowiedzieć się, kim ów pacjent jest. Wyjaśnienie tajemnicy kryją lata 70. Zastanawiam się, co jest dla pana ważniejsze: thriller psychologiczny czy spojrzenie w przeszłość niosące elementy rozliczenia?
Feliks Falk: W naszych filmach z lat 70. polityka była ukryta pod metaforą, aluzją, ale dla widzów czytelna. Dzisiaj polityka mniej mnie interesuje, bo jest jej nadmiar. W „Enenie” najciekawsze były dla mnie inne pytania, powiedziałbym, natury filozoficznej i moralnej: czy jesteśmy w stanie poznać drugiego człowieka? Jak ocenić postępowanie kogoś, kto nawet kierując się dobrą wolą, może inną osobę unieszczęśliwić? Jaką odpowiedzialność ponosi lekarz psychiatra, budząc do życia pacjenta? Czy ma prawo narażać na zagrożenie własną rodzinę? Czy powinien kontynuować terapię, wiedząc, kim jest jego pacjent? I wreszcie, czy można wyleczyć zło? „Enen” nie jest dla mnie filmem z kategorii kina społeczno-politycznego. Natomiast jeśli konwencja thrillera może wciągnąć widza w akcję i jednocześnie można dotknąć kilka poważniejszych spraw, to może wyniknie z tego coś interesującego?
W drugiej połowie lat 70., gdy należał pan do grupy tworzącej kino moralnego niepokoju, najważniejsze były w państwa filmach diagnozy społeczne. Agnieszka Holland, Janusz Kijowski, pan –...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta