Recepty od spin doktorów
Zwycięstwa w wyborach nie zależą od wagi argumentów, ale sposobu sprzedania swojego wizerunku – taki wniosek płynie z wypowiedzi fachowców od politycznego marketingu
Autorzy „Czarodziejów wielkiej polityki” pokazują, że przełom dokonał się za sprawą telewizji. Jako pierwsi przekonali się o tym Amerykanie, którzy w 1960 roku śledzili w szklanym okienku dwie debaty kandydatów do urzędu prezydenckiego. Ówczesny wiceprezydent Richard Nixon przegrał wówczas z senatorem Johnem Kennedym. Ten drugi wyglądał o wiele lepiej od swego rywala – opalony, wypoczęty, uśmiechnięty i starannie ubrany. To okazało się być bardziej przekonujące dla wyborców niż poglądy. Pięć lat później z amerykańskich doświadczeń skorzystał Michel Bongrand, pionier europejskiego marketingu politycznego. Kiedy w 1965 roku Francuzi po raz pierwszy wybierali swojego prezydenta w wyborach powszechnych, chciał pomóc de Gaulle’owi, ale sztab generała stwierdził, że nie potrzebuje on doradcy. Bongrand zaczął więc pracować dla Lecanueta, młodego kandydata centroprawicy, którego wykreował na podobieństwo Kennedy’ego.
– Musiałem przekonać ludzi, żeby go słuchali – wyjaśnia w filmie Bongrand. – Dałem reklamy na billboardy i do prasy. Organizowałem lokalne konferencje prasowe zamiast napuszonych spotkań w Paryżu. Lecanuet wyruszył w trasę jak amerykański kandydat. Urządzaliśmy wielkie wiece, robiliśmy je na zewnątrz, żeby przechodnie słyszeli. Zdobył cztery miliony głosów. To był wielki sukces.
I rzeczywiście, trzecie miejsce nieznanego polityka dało do myślenia...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta