Marka z duszą kontra zasoby ludzkie
Język biznesowy kojarzy się z profesjonalizmem, więc wielu do niego aspiruje. Może lepiej go odczarować, zanim on nas odczłowieczy
Monika Janusz-Lorkowska
– Język marketingowców można porównać do języka grabarzy. Ich zakulisowe rozmowy dotyczące ludzkich ciał są zupełnie inne niż fasada językowa kierowana do klienta, czyli rodziny zmarłego – mówi dr Jacek Wasilewski, językoznawca, wykładowca UW.
W marketingu oczekiwania producenta i jego klienta też się różnią od siebie. Za kulisami mówi się o sukcesie sprzedaży, na fasadzie – o satysfakcji klienta. Przekaz ma więc awers i rewers.
Zasób mówiący
Do producenta specjalista od marketingu powie, że kieruje się „procedurą”, „racjonalnością” i „chłodną kalkulacją”. Do klienta zaś, że produkt zaspokoi jego „pragnienia”, jest „modny”, „wygodny”.
A jak nazywają się uczestnicy tej podwójnej gry? O marketingowcu usłyszymy: „profesjonalny zasób ludzki mówiący do grupy docelowej, czyli użytkowników produktu”. O kliencie zaś, oczywiście w sytuacjach oficjalnych, że jest „kimś szczególnym, kto zasługuje na coś więcej”.
– Może i jest to w jakiś sposób oszukańcze, ale jednocześnie fascynujące, że dzięki technicyzacji i profesjonalizacji języka marketingowców, bazujących na czymś, co można nazwać książką kucharską perswazji, produkuje się językowe przeciwieństwo procesu marketingowego, czyli język reklamy – mówi dr Wasilewski. – W nim z kolei wytwarza się obraz...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta