Drogi prowadzące do nieszczęścia
Komisja szefa MSWiA Jerzego Millera i prokuratura wciąż pracują, ale rok po katastrofie już sporo wiemy o tym, co działo się przed i podczas tragicznego lotu prezydenckiego tupolewa do Smoleńska
36. Specjalny Pułk Lotnictwa Transportowego, w którym stacjonował Tu-154M, uchodził za jednostkę elitarną. Okazało się jednak, że formacja jest pogrążona od lat w kryzysie.
Symboliczna była „afera delegacyjna" – oficerowie, także piloci, fałszowali faktury, np. z hoteli, żeby dorobić kilkaset dolarów. „Gazeta Wyborcza" cytowała notatkę prokuratury wojskowej przesłaną do szefa MON. Wynikało z niej, że 80 osób miało zarzuty, 33 było po wyrokach za drobne przestępstwa. Jeden z byłych oficerów – bohater skandalu – opowiadał nam, że lotnicy byli słabo opłacani. Stąd pokusa dorabiania na boku.
W 2007 i 2008 roku odeszło trzech pierwszych pilotów tupolewa. Trzeba było ekspresowo wyszkolić następców. Jedynymi pilotami największych samolotów w jednostce stali się dwaj oficerowie, którzy ledwo przekroczyli trzydziestkę.
Nowe załogi miały niezbyt wielkie doświadczenie (nawigator w czasie tragicznego lotu miał wylatane niecałe 60 godzin na tupolewie). W pułku było zaledwie trzech pierwszych pilotów Tu-154M i dwóch drugich. To spowodowało praktykę przesiadania się z fotela dowódcy na fotel drugiego pilota. Kiedy rozmawialiśmy o tym z pilotami cywilnymi, mówili, że to niebezpieczny zwyczaj. W pracy lotnika ważny jest automatyzm, przyzwyczajenie – jeśli latasz na prawym fotelu, masz inne nawyki niż kolega, który lata na lewym....
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta