Zapalony joint to nie katastrofa
Przeciwnicy liberalizacji ustawy narkotykowej zarzucają rządowi i zwolennikom nowelizacji populizm, samemu podsycając społeczne lęki i fałszywe stereotypy – piszą publicyści
Rząd się naraził – już niewielki ruch w stronę liberalizacji prawa narkotykowego wywołał ostre reakcje. O „kupowanie głosów" młodzieży, o promowanie szkodliwych zachowań, o brak wyobraźni oskarżają autorów nowelizacji niektórzy terapeuci, cała konserwatywna prawica, ale i część „liberałów" – nigdy dość przypominać, że horrendalne hasło „Lepiej w więzieniu niż na cmentarzu" wypromowała niegdyś Barbara Labuda.
Spory racjonalne przyćmiewa demagogia, której najjaskrawszym przejawem była histeryczna mowa posłanki Beaty Kempy – z niesławną tezą o „wspieraniu mafii" przez ministra Kwiatkowskiego.
Poland like Holland
Argumenty przeciwników te same, co zawsze. Że odstępowanie od karania oznacza faktyczne przyzwolenie, co nie tylko burzy szacunek do prawa, ale i zachęca do sięgania po szkodliwe substancje. Że (nawet względny) brak zagrożenia karą zwiększa dostępność narkotyków, bo znika czynnik odstraszania dla dilerów, ale i samych użytkowników. Handlarze będą się tłumaczyć „niewielką ilością" na własny użytek, co utrudni policji ich ściganie.
O tym, czy „bezwzględne karanie" zwiększa szacunek dla prawa i faktycznie reguluje zachowania społeczne, poucza nas nieśmiertelny przykład amerykańskiej prohibicji. Jeśli prawo jest nieakceptowane społecznie, jeśli traktowane jest jako niezrozumiały wymysł –...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta