Historia mało dyplomatyczna
MSZ nie robiło nic, by zapobiec tablicowemu kryzysowi. Nie szukało kompromisu z wdowami
Gdy MSZ informował pałac: „Mamy problem w Smoleńsku", Rosjanie przykręcali już swoją nową tablicę ku czci ofiar katastrofy. Prezydenci Polski i Rosji za kilkadziesiąt godzin mieli się tam pojawić z wieńcami. Ani uśmiechy profesora Nałęcza, ani bon moty ministra Litwina nie przekonają nas, że była to normalna sytuacja. Bo był skandal i kompromitacja MSZ.
1.
Ustalmy najprostsze fakty.
Kiedy pojawiła się pierwsza tablica pamiątkowa w Smoleńsku?
Dawno temu, bo 13 listopada 2010 roku. Wdowy po prezesie IPN i wiceministrze kultury przyjechały z własnym sprzętem, własną tablicą i umocowały ją na wielkim kamieniu upamiętniającym miejsce tragedii.
Kiedy o tym fakcie dowiedziała się polska dyplomacja?
Natychmiast, bo przy przykręcaniu tablicy był polski konsul, który wszystko widział i sporządził notatkę dla przełożonych.
Kiedy MSZ dowiedziało się, że Rosjanie są z tego faktu niezadowoleni?
Już trzy dni później. 16 listopada 2010 roku ambasador rosyjski w Warszawie przyszedł na spotkanie z wiceministrem spraw zagranicznych Henrykiem Litwinem. Rozmowa dotyczyła tablicy. Ambasador mówił, że Rosja nie zgadza się, by bez porozumienia z władzami montowano coś na jej terytorium. Nie zgadzał się na to, by napis był tylko w jednym języku. W dodatku Rosjanie nie zgadzali się, by używać słowa „ludobójstwo" w kontekście zbrodni...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta