Pepe demon, Pepe anioł
Sunie od bramki do bramki i żywemu nie przepuści. Jest dziś dumą Realu Madryt, ale bywał też jego wstydem
Ogolony na łyso, groźnie patrzący, nie wygląda na kogoś, kto czasami zabiera ze sobą na boisko różaniec. Mówią w Madrycie, że to niespotykanie spokojny i delikatny człowiek, tylko coś w niego podczas meczów wstępuje. Im wyższa stawka, tym wstępuje bardziej.
Rywale nie lubią z nim walczyć. Masz przeciw sobie Pepe, masz problem. Pepe cię dopadnie. Jeśli nie podczas meczu, to w tunelu, jak tydzień temu piłkarzy Barcelony. Wślizgiem, kopnięciem, łokciem, otwartą dłonią, czasami przypadkiem, czasami nie.
Grają hormony
To nie jest wyrachowany boiskowy gangster w stylu Marco Materazziego, który gra czysto, tylko jak się pomyli. Jego po prostu testosteron z adrenaliną pchają raz na dobrą, raz na złą drogę. Barceloński „Sport" kpi, że gdyby sędziowie karali wszystkie faule Pepe, to wytrwałby na boisku tak krótko jak książka w domu Sergia Ramosa. Ale w dwóch ostatnich meczach z Barceloną jakoś wytrwał. I nawet ci, których oburza taki futbol pod dyktando hormonów, przyznają, że był najlepszy.
Wysoki i chudy, wydaje się niezgrabny, ale czasami gra jak człowiek guma. Jest szybki, a do tego wytrzymały, jakby się urodził na kenijskim płaskowyżu, a nie na wybrzeżu Brazylii. I co najgorsze dla rywali, nie dość, że dobrze przewiduje ich ruchy, to sam też nieźle kopie piłkę. Kiedy jako nastolatek przyleciał do Europy i...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta