Publicystyka sądowa to nie nadużycie
Dlaczego w sprawie doktora G. padły słowa o procesach stalinowskich, kiedy sędzia powinien się wyłączyć z orzekania i jakich manipulacji dopuszczają się różne strony procesu – mówi sędzia Sądu Okręgowego w Warszawie w rozmowie z Pawłem Rochowiczem.
Wytknięto panu, że pańska matka pracowała w SB. Czuje się pan, jakby miał dziadka w Wehrmachcie?
Igor Tuleya: Trochę tak. Sytuacja nieco przypomina znaną awanturę z 2007 roku.
To może nie powinien pan być sędzią?
Wywołana w mediach sprawa dotycząca mojej mamy skłoniła mnie do rozmów ze starszymi kolegami o tym, czy powinienem uczestniczyć w procesach lustracyjnych. Sędziowie, z którymi rozmawiałem, twierdzą, że zarzuty wobec mnie są absurdalne. Oczywiście wszędzie na siłę można dostrzegać powiązania rodzinne szkodzące bezstronności. Myślę jednak, że w moim przypadku nie ma żadnych okoliczności zmuszających mnie do wyłączenia się od sądzenia takich spraw.
Prawnik, także sędzia, może i powinien używać argumentacji opartej na wiedzy nie tylko o przepisach
Czy prawo wystarczająco precyzyjnie określa granicę powiązań rodzinnych, obligujących sędziego do wyłączenia się ze sprawy?
To jest ściśle określone w kodeksach postępowania karnego czy cywilnego. Jeśli jest ryzyko, że sędzia może złamać zasadę bezstronności, to rzeczywiście nie powinien uczestniczyć w procesie. Mnie jednak nie zdarzyła się taka sytuacja.
Co czuje sędzia, gdy wchodzi na salę sądową naszpikowaną kamerami i mikrofonami, pełną dziennikarzy?
Młodzi sędziowie czują tremę. Ja, po...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta


![[?]](https://static.presspublica.pl/web/rp/img/cookies/Qmark.png)
