Jeśli wkracza sąd, dzieci są w potrzasku
Rozdzielenie dzieci z rodzicami powinno być stosowane tylko wtedy, gdy jest zagrożone ich życie bądź zdrowie – twierdzi w rozmowie z Markiem Domagalskim adwokatka z Warszawy Anisa Gnacikowska zajmująca się sprawami rodzinnymi
Rz: „Rzeczpospolita" opisała niedawno kłopoty krakowskiej rodziny, która zwróciła się do Instytutu Psychologii, by rozwiązać problemy ze starszymi synami, gdyż nie chcieli chodzić do szkoły. Było kilkanaście spotkań, ale po rezygnacji z terapii psycholodzy zawiadomili sąd rodzinny, a ten nakazał umieścić chłopców w domu dziecka. Media co jakiś czas informują o takich wątpliwych, mówiąc najdelikatniej, ingerencjach sądu w relacje rodzinne. Czy to indywidualne przypadki, a może świadectwo głębszych nieprawidłowości?
Anisa Gnacikowska: Sytuacja tej rodziny z Krakowa była wyjątkowa, co nie znaczy, że nieprawidłowości nie należy piętnować i gdy dochodzi do nadużycia prawa czy ewidentnych zaniedbań organów państwa, nie informować o nich opinii publicznej. Takie informacje niewątpliwie mobilizują do działań naprawczych, czego dowodem jest zainteresowanie Ministerstwa Sprawiedliwości sprawami ingerencji sądu we władzę rodzicielską. Z mojego doświadczenia wynika jednak, że sądy rodzinne tylko w ostateczności uciekają się do tak drastycznych posunięć jak odebranie dziecka rodzicom i umieszczenie go w placówce opiekuńczej.
Chce pani powiedzieć, że media przesadzają?
Moim zdaniem informacje podawane przez media nie oddają rzeczywistej sytuacji w sądach rodzinnych. Wynika to pewnie z ich zainteresowania określoną kategorią...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta