Z brzdąkania i paniki rodzi się melodia
Rozmowa Mazurka: Michał Lorenc, kompozytor
Zupełnie pan nie gwiazdorzy. Taki grzeczny chłopiec.
Grzeczny? Mam ADHD i zupełnie niegrzeczne doświadczenia.
W życiu! Pan jest misiowaty.
Chyba że chodzi o film „Miś", w którym się odnajduję.
A bardziej serio?
Byłem grzecznym chłopcem do dwunastego roku życia, kiedy się rozpadł dom, bo rodzice się rozwiedli. Tłukłem się po różnych ciotkach, w końcu zamieszkałem z mamą, ale to był bardzo twardy czas w moim życiu. Wszystko dobre, co mnie później spotkało, jest wynagrodzeniem za tamte lata.
Także przygoda z Hollywood? Jak pan tam trafił?
Pewnego dnia w 1996 roku zadzwonił telefon i ktoś przedstawił się jako Bob Rafelson.
Dobrze się zaczyna.
Pomyślałem, że to głupie żarty – do małego mieszkanka na Ursynowie nie może dzwonić wielki Rafelson – i kazałem mu oddzwonić za godzinę. Poszedłem do scenarzysty Czarka Harasimowicza, on lepiej mówi po angielsku, niech wybada, kto dzwoni i czego chce.
Rozumiem, że to był Rafelson?
Który w dodatku powiedział, że pierwszy raz ktoś go tak potraktował. Miał mi do powiedzenia niewiele: „Proszę być pojutrze w Hollywood". Tak zrobiłem muzykę do filmu „Krew i wino"...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta