Wigilia Heroda
opowiadanie Jana Maciejewskiego Codziennie krążył po Jerozolimie, widział, jak z każdym miesiącem pięknieje i rośnie, staje się wspanialsza i bogatsza niż w czasach Salomona. Tym bardziej oburzała go nienawiść, jaką lud czuł do króla. Oni wszyscy nie rozumieli tego, że czas proroków minął. Od pięciuset lat ich miejsce zajmują rozhisteryzowani krzykacze. Dalsze czekanie byłoby szaleństwem. Trzeba żyć, budować, pogodzić się z Rzymem i światem. Był tego pewny jeszcze, gdy rano przekraczał próg pałacu.
W takie dni jak ten, kiedy wiał wschodni wiatr, gęste kłęby dymu z ołtarza ofiarnego spływały na całe miasto. Powoli, prawie nie rzednąc po drodze, rozchodziły się ze szczytu góry Moria, obejmowały najpierw twierdzę Antonię, strażnicę i rygiel Świątyni. Żołnierze pełniący wartę zakrywali wówczas usta i odwracali głowy na Zachód. Ze szczytu wieży Fazaela widzieli, jak dym docierał do bram Boleści i Efraima, a kiedy patrzyli na południe, znikał im sprzed oczu dom po domu, uliczka po uliczce, Syjon; od sadzawki i wieży Siloe aż do Bramy Źródlanej.
W pałacu króla wiatr ze wschodu stał się od pewnego czasu zapowiedzią niepokoju i chaosu. Przynosił ze sobą mieszankę zapachów palonego mięsa i kadzideł, wyjątkowo źle działającą na organizm Heroda. Dla służby był sygnałem każącym zwiększyć czujność, dla doradców – znakiem, że właśnie kończy się na parę godzin czas, w którym można było króla przekonać albo – zwłaszcza w ostatnim czasie – odwieść od podjęcia jakiejkolwiek decyzji. Najbardziej jednak wschodniego wiatru bał się sam Herod. Od kilkunastu miesięcy jego nerki, doskonale utrzymujące dotąd w równowadze funkcjonowanie królewskiego ciała, zaczęły się buntować. Zamiast oczyszczać, sączyły do jego krwi tajemniczą truciznę. Wewnętrzną stronę ramion i ud pokryły swędzące ropnie, a nieznośny ból brzucha wywoływał nawet ledwo dla innych...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta