Milicjant pogryziony przez człowieka
Astoria, popularna białostocka restauracja, nie miała przesadnych ambicji gastronomicznych, bo nie musiała. Wystarczyło, że w tym lokalu – kategorii, Bóg raczy wiedzieć dlaczego, pierwszej – było piwo, a sala trzeszczała w szwach i znalezienie wolnego miejsca, nie mówiąc o stoliku, graniczyło z cudem.
Klienci zadowalali się obowiązkową konsumpcją w postaci kotleta pożarskiego lub zestawu obejmującego jajo, śledzia i kawałek żółtego sera, popijając żytniówkę Złotymi Dojlidami lub Łomżą. Przed zamknięciem knajpy, której głównym atutem było znakomite usytuowanie u zbiegu dwóch reprezentacyjnych ulic grodu nad Białką: Lipowej i Sienkiewicza, rozlegały się chóralne śpiewy patriotyczne, na przykład na znaną melodię Nino Roty: „Mój chrzestny ojciec w Białymstoku woził gnój... „.W listopadzie 1975 roku spędzałem w Astorii wieczór, na szczęście z braku środków finansowych zakończony wcześniej, niż można się było spodziewać. Na szczęście, gdyż wyjście z lokalu około godziny 22 groziło – jak się miało okazać – mocno opóźnionym powrotem do domu. A to za sprawą dzielnych funkcjonariuszy Milicji Obywatelskiej i dziennikarza organu Komitetu Wojewódzkiego PZPR „Gazety Białostockiej”, podówczas „Współczesną” zwanej. Krzysztof Próchniewicz, bo tak było żurnaliście, w męskim towarzystwie popijał wódeczkę przy sąsiednim stoliku.
Popijał do godziny 21. Następnie wraz ze współbiesiadnikami, braćmi Kozłowskimi – Sergiuszem i Aleksandrem, poszedł czy też doturlał się na pobliski postój taksówek. Tam, zdaniem redaktora, mężczyźni zostali napadnięci przez, nomen omen,...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta