Dama na czas trwogi
Okres ważności thatcheryzmu nie upłynął w 1990 r. Brytyjczycy odkrywają powoli, że to jedyne lekarstwo na obecną zapaść społeczną, która niewiele się różni do kryzysu lat 70.
Margaret Thatcher jest znów w modzie. Fotografują się z nią premierzy, przywódcy opozycji oraz republikańscy kandydaci do prezydentury w Ameryce, porównuje się z nią nawet Hillary Clinton. Informacja o krótkim pobycie w szpitalu pani premier w zeszłym miesiącu otwierała telewizyjne wiadomości. A to wszystko z powodu damy, która właściwie wcale się nie wypowiadała przez większość zeszłej dekady.
Po pewnym okresie, kiedy wyżsi rangą działacze Partii Konserwatywnej traktowali ją jako żenujący balast, docenia się ją wreszcie za to, kim zawsze była: wielkim mężem stanu i symbolem naszych czasów.
Młodzi ludzie, którzy dorastali już wolni od zjadliwej odrazy okazywanej pani Thatcher przez starą lewicę, słusznie widzą w niej nie tylko nowatorską postać pierwszej kobiety na stanowisku premiera, lecz także polityka o jasno wyrażanych poglądach oraz wystarczająco silnej woli, by je wcielić w życie.
Do jakiego stopnia jej zasady były istotne tylko w latach 70. i 80.? Czy wartości thatcheryzmu miały okres ważności, który upłynął w 1990 r.? A może potrafią również dzisiejszej Wielkiej Brytanii zaproponować rozwiązania jakże odmiennych problemów, przed którymi stoi nasz kraj?
Znów na dnie
Trudno zaprzeczyć, że choroby nękające Brytanię prowadzą szybką ścieżką do sytuacji równie groźnej jak ta pod koniec lat 70. Aby...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta