Mózg na poziomie ryby
Zwykle unika mediów, nie lubi roli syna swoich rodziców. Mnie, jako „bratniej duszy z Krakowa”, Łukasz Penderecki – podróżnik i gawędziarz – zgodził się opowiedzieć kilka niezwykłych historii. Spotkaliśmy się w galerii Bali przy ulicy Jasnej.
Iza Natasza Czapska
Niewiele było rzeczy za ostrych w moim życiu – mówi Łukasz Penderecki, zamawiając pikantną zupę krewetkową. Słowa te stają się mottem naszej długiej wieczornej rozmowy.
Pozostający w cieniu sławnych rodziców Penderecki jr., z przygód, które go spotkały podczas egzotycznych podróży, z losowych zakrętów czy z perypetii burzliwej młodości mógłby ułożyć fascynującą książkę. Już dziś, przekroczywszy zaledwie czterdziestkę. Jest typem sybaryty, gawędziarza łatwo przechodzącego od anegdoty do anegdoty, a jego niestworzonym opowieściom dodaje urody cięty dowcip. Syn wybitnego kompozytora, bardzo podobny do ojca, nie jest muzykiem, nie uważa się też za smakosza, jakim jest Krzysztof Penderecki.
– Rodzice zawsze mieli kucharkę – wspomina Łukasz.
– Byłem z nią w stałym konflikcie. Wiecznie jej przeszkadzałem i choć dobrze gotowała, nasz konflikt ograniczał moje szanse na rozwój smaku. Musiałem po prostu szybko jeść, żeby jak najkrócej się z nią stykać. Ojcu było łatwiej zostać smakoszem, bo lepiej go traktowała.
Łukasz Penderecki ukończył cztery kierunki studiów: medycynę, psychologię, zarządzanie i polonistykę. Przez kilka lat praktykował jako psychiatra i wciąż chce się kształcić w tym kierunku, choć od jakiegoś czasu pracuje w bankowości.
Medycyna...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta