Zaczynałem od komedii
Z Piotrem Adamczykiem rozmawia Jan Bończa-Szabłowski
Rz: Udało się panu uciec od wizerunku filmowego papieża?
To pytanie pojawia się zbyt często. Sęk w tym, że wcale nie czuję potrzeby uciekania od tego wizerunku. Bardzo się cieszę, że miałem okazję zagrać Ojca Świętego. Ta rola wcale nie zamknęła mi drogi do innych propozycji. Przeciwnie, jestem przekonany, że otworzyła wiele drzwi.
A nie jest pan zazdrosny, kiedy ktoś inny gra Karola Wojtyłę, tak jak ostatnio zrobił to Andrzej Chyra?
Nie widziałem spektaklu, ale nie jestem zazdrosny. Wydaje mi się, że wszystko, co chciałem wyrazić w postaci naszego wielkiego Polaka, zrobiłem w obu częściach filmu Battiato. I dlatego nie przyjąłbym już tej roli w innych produkcjach. Na taki Mount Everest wchodzi się tylko raz.
Rola papieża, zwłaszcza dla młodego aktora, była rzeczywiście wysoko zawieszoną poprzeczką. I wielu zadawało sobie pytanie, jaki będzie pana następny krok.
Jerzy Pilch z przekąsem powiedział, że po tej roli właściwie powinienem umrzeć. Ale mam inne plany. Przed papieżem grałem różne postacie i jakoś nikt mnie nie pytał, jak to jest zagrać Charona po Łgarzu czy Chopina po Stawroginie.
Ale w świadomości wielu tą rolą wszedł pan niemal do panteonu świętych polskiego aktorstwa. Kiedy więc pojawiły się informacje na temat filmu o księdzu Popiełuszce, uważano, że pan będzie grał tę postać.
I kiedy zdecydowałem się na rolę kryptogeja w...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta