Przedświąteczna podróż w czasie
Czym mogę służyć? – takie pytanie w sklepie to standard. Nawet przed świętami, kiedy sprzedawcy mają dość. Ale taki szarmancki kapitalizm nie zawitał do kiosku Ruchu na rogu Jana Pawła II i Anielewicza. Tam usłyszałam od sprzedawczyni: – Czego? Kiedy już powiedziałam, „czego” chcę, to musiałam się tłumaczyć, dlaczego potrzebuję faktury. Po co? – dociekała kioskarka. W myślach cofnęłam się w czasie 30 lat, za jej plecami zamiast półek z prasą i kosmetykami zobaczyłam puste haki ze sklepu mięsnego. Pasowało idealnie. Później poszłam do pobliskiej wypożyczali Beverly Hills po filmy na święta. Po otwarciu drzwi usłyszałam pierwsze „dzień dobry” od dziewczyny z obsługi. Za chwilę kolejne od innych pracowników. A na bluzce stażystki przy kasie zobaczyłam plakietkę z dużym napisem: „Wybacz mi proszę, dopiero się uczę”. Ufff! Wróciłam do teraźniejszości.