Długi cień wielkiego Fina
W poniedziałek pierwszy konkurs 57. Turnieju Czterech Skoczni, a Adam Małysz wciąż bezskutecznie szuka utraconej wiary w siebie.
Numer na kamizelce startowej jest wybielony, wszystkie napisy na kasku wyretuszowane, ale nie trzeba się długo przyglądać, by rozpoznać sylwetkę narciarza. Ciemnoniebieski kombinezon i kask, charakterystyczne wąskie gogle, zaciśnięte usta.
Janne Ahonen przeleciał do historii już kilka miesięcy temu. Dziś w Pucharze Świata Simon Ammann ściga się z Gregorem Schlierenzauerem, nadciągają młodzi, powrócił Martin Schmitt, ale to właśnie zdjęcie Fina reklamuje Turniej Czterech Skoczni.
Niewyrównane rachunki
Mamy teraz, jak piszą Niemcy, „pierwszy rok po Ahonenie”, i nigdzie nieobecność fińskiego milczka nie będzie tak mocno odczuwana jak tutaj. To właśnie na czterech alpejskich skoczniach, od Oberstdorfu po Bischofshofen, Janne budował legendę najwybitniejszego skoczka ostatnich lat.
Jako jedyny wygrał turniej pięć razy, jako jedyny w ostatnich latach potrafił obronić tytuł. Pożegnał się niespodziewanym ubiegłorocznym zwycięstwem nad Thomasem Morgensternem i zostawił za sobą długi cień. Żaden inny współczesny skoczek nie może na razie powiedzieć, że ma z Turniejem Czterech Skoczni wyrównane rachunki.
Finansowe rozpasanie z czasów sukcesów Schmitta i Hannawalda to już przeszłość, ale turniej trwa
Adam Małysz też nie, choć dwa razy...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta