Aktorstwo rodzi się z niepokoju
Z Adamem Ferencym rozmawia Małgorzata Piwowar
Kim był Stanisław Mikołajczyk? Jego decyzja o powrocie do powojennej Polski wynikała pana zdaniem z patriotyzmu czy głupoty?
Jest zbyt mało pewnych danych, by tę kwestię definitywnie rozstrzygnąć. Na pewno miał w sobie polityczną naiwność, ale jego decyzja o powrocie chyba jednak wynikała z poczucia patriotyzmu. Nie zdawał sobie sprawy, co się dzieje. Nie wiedział, że wszystko jest już właściwie umówione i rozstrzygnięte. Za tę niewiedzę słono zapłacił. Musiał się ratować ucieczką. W konsekwencji zaś został postacią tragiczną, bo wszystkie strony uznały go za zdrajcę. Nigdy się z tego nie podniósł.
To w ostatnim czasie druga pańska rola w Teatrze Faktu. Poprzednio zagrał pan Henryka Szwejcera w „Golgocie wrocławskiej”. Czy postacie autentyczne bardziej się odtwarza czy kreuje?
Z postaciami historycznymi jest zawsze kłopot, zwłaszcza z takimi jak Mikołajczyk, który był osobą publiczną. Przygotowując się do zagrania go, obejrzałem filmy dokumentalne, zdjęcia i zauważyłem, że był bardzo powściągliwy w gestach i zachowaniu. Musiałem podjąć decyzję, czy trzymać się pierwowzoru, czy też zbudować postać bardziej ekspresyjną, łatwiejszą do strawienia przez widzów. Wciąż nie wiem, czy to nie jest nielojalność w stosunku do Mikołajczyka. A moje wątpliwości biorą się też z pewnego przykrego zdarzenia.
Przed laty w filmie „Akcja pod Arsenałem” zagrałem człowieka oskarżanego...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta