Parki, zieleńce, gazony
Właśnie zaczyna się kalendarzowa wiosna. Może zaświeci słońce i pójdziemy do parku? Dzięki naszym pradziadom mamy ich w mieście całkiem sporo, ale w magistracie są tacy, którzy chcieliby niektóre przyciąć. Historia stołecznych zieleńców pełna jest sprzeczności
Pierwszym prawdziwym parkiem miejskim był... ogród królewski, czyli Ogród Saski – udostępniony szerokiej publiczności przez Augusta II w 1727 roku. Chadzano tam podziwiać piękne krzewy i kwiaty, różne kompozycje oraz wymyślne alejki. Wyróżnik tego terenu stanowiła nie zieleń, bo tej – dzikiej – wokół miasta mieliśmy dużo, ale kunszt ogrodniczy.
Dziś raduje nas każde drzewo. I mamy ich sporo albo prawie wcale – w zależności od sposobu liczenia. Jedni dodają okoliczne lasy, inni spierają się o to, co jest zieleńcem, a co skwerem. Stąd rozbieżności w statystyce – od 3 do 8 procent terenów zielonych. Optymiści uważają, że to i tak dużo, pesymiści, iż mamy ich na głowę trzy razy mniej niż przeciętny berlińczyk.
Ale powróćmy do historii – drugim stołecznym parkiem był Ogród Krasińskich. Ten powstał znacznie wcześniej niż Saski, lecz publiczności udostępniony został 40 lat po wspomnianym tu poprzedniku.
Co ciekawe, prawdziwy klasyk stołecznej zieleni – słynne Łazienki – do końca I wojny światowej był terenem prywatnym, nie zawsze dostępnym warszawiakom (w 1817 roku spadkobiercy króla...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta