Wykorzystałem swoją szansę
Ken Loach opowiada Barbarze Hollender o swoich filmach, przyjaźniach i o tym, dlaczego woli zjeść parówkę w ulicznej budce niż wytworny obiad w restauracji. Jutro w Bochum odbierze Europejską Nagrodę Filmową za całokształt twórczości
Skąd u pana zamiłowanie do realizmu? To siła brytyjskiej tradycji? Sposób myślenia wyniesiony z dzieciństwa?
Ken Loach: Nigdy się nad tym nie zastanawiałem. Ale chyba wszystko razem. Rzeczywiście wychowałem się, jak większość angielskich dzieci, na Dickensie, a pochodząc z klasy robotniczej, znam życie zwykłych ludzi. Nie arystokracji, nawet nie middle class. Więc może i dlatego jestem wyczulony na problemy tych, którzy borykają się z brakiem pracy, środków do życia, perspektyw. Ale też nie wykluczam, że taki mam charakter: bardziej interesują mnie prawdziwe historie niż opowieści o gwiezdnych wojnach albo wampirach.
Jak to się właściwie stało, że robotnicze dziecko skończyło prawo na uniwersytecie oxfordzkim?
Miałem dużo szczęścia. Moje rodzinne miasto Nuneaton jest niewielkie, liczy około 70 tysięcy mieszkańców. Nie było tam nigdy wielkich perspektyw rozwoju. Większość moich kolegów bardzo wcześnie zdobywała praktyczny zawód i szła do pracy. Mało komu udawało się wyrwać. Ja wykorzystałem wielką szansę: należałem do pierwszego pokolenia, które mogło ubiegać się o stypendia wyższej uczelni. Tak trafiłem do Oxfordu.
Miałem już wtedy 20 czy 21 lat, zdążyłem nawet odbyć służbę woj-skową.
Jak pan wspomina ten czas?
Gdybym miał użyć jakiejś przenośni, musiałbym powiedzieć, że poczułem się jak dzieciak w sklepie z...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta