Nie było szans na szczęśliwe lądowanie
Z Edmundem Klichem, przedstawicielem Polski akredytowanym przy działającej w Rosji komisji MAK badającej katastrofę prezydenckiego samolotu pod Smoleńskiem, rozmawiają Michał Majewski i Paweł Reszka
Rz: To jaką przyczynę katastrofy podał pan w swoich uwagach?
Edmund Klich: Powiem, że najczęściej nie ma jednej przyczyny. Tu według mojej oceny było ich co najmniej 12.
Jak to 12?
Popatrzcie. Stawiam na stole futerał na okulary, obok słownik polsko-angielski i papierośnicę. Są jak klocki domina. Jeden się przewraca i upadają wszystkie. Nałożyło się na siebie aż 12 różnych przyczyn, które doprowadziły do katastrofy. Gdyby z łańcuszka wypadł choć jeden klocek, do tragedii by nie doszło. Wstrząsające jest to, że było aż 12 różnego rodzaju niedoróbek, łamania zasad podczas organizacji i samego lotu.
Rosjanie zrobili kilka prób podejścia do lądowania w takich warunkach pogodowych, jakie panowały w Smoleńsku. Siedział pan z nimi w symulatorze?
Tak, w czasie czterech z tych prób. Ten symulator to kabina tupolewa. Przerwanie podejścia do lądowania i odejście znad lotniska próbowano z różnych wysokości: 80, potem 60, 40 metrów od płyty lotniska.
Widział pan ziemię?
Tylko raz, podczas czwartej próby, kiedy piloci próbowali odejść z wysokości 20 metrów. Wtedy nastąpiło wirtualne zderzenie z ziemią.
Prawdziwy tupolew też odchodził z 20 metrów.
Ale szedł wcześniej stromo w dół, z dużą, większą niż standardowa, prędkością pionowego...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta